Józefa Goroszewicz

* 1929

  • "Bo to nie zależy od człowieka, kto dobry, kto gorszy, bywa Niemiec dobry, Ruski dobry, czy zły. I był Niemiec dla nas… trzy lata, taka rodzina, a oni nawet postawki z nas nie wzięli. I trzy lata przechodzą, i nigdy nie zapomnę, ojciec mówi: ‒ cóż będzie, jak za trzy lata przyjdzie nam się opłacić? Ale wybuchła wojna i już nic nie płacili. To my przy Niemcach, żyli wszystko, dostatkiem było, dlatego nie brali z nas. Ojciec pracował po swojemu i tak my żyli (…) Trzy lata z nas podatków nie brali za to, że duża rodzina."

  • "Jak sama wojna wybuchła, na pamięć mnie zostało się… do Nowogródka ze szkoły trzeba było przyjść na zbiórkę, my już kończyli szkołę, no ale na zbiórkę trzeba było przyjść. I ojciec mnie, nigdy nie zapomnę, nie puszczał: ‒ wojna, czemuż ty pójdziesz? ‒ Ale nam powiedzieli, ja powinnam pójść… I nie posłuchała i poszła do tej szkoły. Przybiegła w szkołę… gdzie… nikogo nie ma, cicho… i tam kto powiedział mnie: ‒ czegoś ty? Nikogo nie ma, wojna zaczęła się. I z powrotem do domu. A tam jak farny kościół, to ja po tej ulicy idę i już nie mogę przejść, obozy, Bożesz mój, tom leciała…" [Nowogródek, rok 1941]

  • "A nas jeszcze nie zdążyli wywieźć do Rosji, a dużo oni wywieźli w 39. roku do tej Rosji. I ja nigdy nie zapomnę, familia jego była Tur, taki był bogaty i mówił: ‒ mnie wystarczy wszystkiego dla moich dzieci, wnuków i prawnuków i praprawnuków. A tutaj przyszło, że nie stało jemu jednemu, przyszli i wywieźli do Rosji." [Horodeczna, pow. nowogródzki, lata 1939-1941]

  • "Zapisane byli do Polski, ale ojciec przemyślał: ‒ nie, nie pojadę. Dlatego, że on był w Germanii, a to posyłali na niemieckie tereny. I mówił: ‒ przyjdzie czas, że jeszcze stąd będą wypędzać. I mówi: ‒ nie pojadę! ‒ Nie pojedziem nigdzie, będziem na swoim – mówił – rób pilno, i będzie tutaj Wilno!"

  • "Bo kiedyś, przy Polsce, my nie kupowali chleba, my sami piekli chleb. To mama robiła, jak napiecze bułek, to na cały tydzień. I ja nigdy nie zapomnę, to było u nas już po 39. roku, kiedy byli w naszej zagrodzie Niemcy, a to przy Niemcach było, to matka nosiła im i dawała zawsze co pojeść, bo oni głodni (…). I matka ni razu nie puściła, żeby komu nie dała kawałek chleba. A słoniny i chleba u nas wystarczało. I pamiętam, chleba już mało było, i on przyszedł, a mniejsze [dziecko] mówi: ‒ a cóż my oddali chleb, a co my jeść będziemy? ‒ Dzieci, do jutra nam wystarczy, jutro napiekę dużo znów, a ten człowiek głodny i trzeba dać mu."

  • "Ślub w kościele brali, to nam jeszcze ksiądz Kołosowski dawał. A wtenczas nie można było ślubu brać, nie pozwalali. No i my raniutko, o ósmej godzinie, żeby jeszcze mało kto widział. Była taka bryczka, jednego pana znajomego, i on przywiózł nas, wzięli kilka osób, świadków, jak to mówią. No i przyjechali ślub brać i potem z powrotem."

  • Celé nahrávky
  • 1

    Nieśwież, Białoruś , 09.07.2008

    (audio)
    délka: 01:23:57
    nahrávka pořízena v rámci projektu 1945 - End of the War. Comming Home, leaving Home.
Celé nahrávky jsou k dispozici pouze pro přihlášené uživatele.

Nie pojedziem nigdzie, będziem na swoim!

Józefa Goroszewicz
Józefa Goroszewicz
zdroj: Pamět národa - Archiv

Ur. 19 marca 1929 we wsi Brecianka koło Nowogródka. Miała dziewięcioro rodzeństwa. Ojciec Józefy Goroszewicz był kowalem; z pomocą kilku czeladników prowadził kuźnię. W Breciance Józefa Goroszewicz skończyła trzy klasy polskiej szkoły powszechnej, do czwartej klasy chodziła w miejscowości Horodeczna koło Nowogródka, gdzie cała rodzina przeprowadziła się w 1938 roku. Naukę kontynuowała w czasie wojny w Nowogródku - chodziła najpierw do szkoły sowieckiej, potem do niemieckiej, a po 1944 roku - znowu do sowieckiej. Następnie ukończyła dwuletnie technikum medyczne i rozpoczęła pracę w szpitalu w Nieświeżu, gdzie poznała swojego przyszłego męża. Obecnie mieszka w Nieświeżu.