Reinhold Wornowski

* 1939

  • "Były u nas jakieś skrzynki, które przywieźli nam bogaci ludzie z Olsztyna na przechowanie. Nie wiemy co było w tych skrzynkach. Rosjanie je roztrzaskali. Prawdopodobnie był tam jakiś mundur SS. Ojca zaraz wzięli do chlewa z pistoletem i odliczali, że ojciec w tym czasie ma im dać jakieś zegary. On błagał, że nic nie ma. My leżeliśmy wtedy w łóżkach, bo byliśmy zmarznięci. Mama tylko czekała kiedy padnie ten strzał. Drudzy byli u nas w tym czasie domu i przycisnęli matkę do muru . W końcu przyszedł Rosjanin z chlewa, szturchnął drugiego i od razu stali się lepszymi ludźmi. Okazało się, że ojciec ich poznał. Jak nie było samochodów, to mój ojciec miał bardzo elegancką bryczkę z lampami i bogatą uprzężą. Poznał, że to oni właśnie wcześniej ją już mu zabrali. Zostawili nas i pojechali dalej, do sąsiada. Ojciec akurat poszedł do tego sąsiada zapytać, czy nie ma jakiejś pompy, ale zobaczył, że oni akurat tam są, więc zawrócił, te trzysta metrów wcześniej i szybko poszedł do domu".

  • "On dostał się tym pociągiem do Frankfurtu nad Odrą w NRD. Byli razem z nim pan Piwek z Bartąga i Houman z Uniszewa. We trzech postanowili, że wrócą do domu. Przedostali się tu jakimiś pociągami towarowymi. Wysiedli w Uniszewie. Doczołgali się do domu, w którym mieszkała siostra Houmana. Tata na drugi dzień przyszedł do domu. Od nas do Uniszewa jest z pięć kilometrów a podróż zajęła mu kilka godzin. Przy drodze oprócz drzew leżało dużo kamieni. Podczas tej podróży przesiadał się tylko z jednego kamienia na drugi. Nasz dom położony był od drogi jakieś pięćset metrów. Jak tata był już blisko domu, to patrzmy, a tu macha do nas taki chłopak i krzyczy. Nikt nie wiedział o co chodzi. Jak już był bliżej to usłyszeliśmy, że on woła żonę, mamę i jego mamę. Wszyscy pobiegliśmy i zobaczyliśmy ojca. Miał pełno wesz i ważył tylko czterdzieści parę kilogramów. Na szczęście był niski, bo duzi mężczyźni padali jak muchy. W domu nie było nic do jedzenia. Zaraz zaczął puchnąć. Dobrze, że nie było pokarmu, bo pewnie by się zatruł. Organizm nie był przyzwyczajony d takich rzeczy. Przychodziły do nas wdowy i pytały czy nie wie co się stało z ich mężami. Tam było tyle ludzi, że on nic nie pamiętał. Było tam dużo znajomych ale nie wiedział kto wróci. Z okolicy wrócił Piwek i on. Sąsiedzi poginęli".

  • "– Jak nie znane? – dziwili się nauczyciele. Na przerwach rozmawiało się po niemiecku.W klasie było może dwoje Polaków, którzy przyjechali z Wileńszczyzny. Nauczycielka coś tam mówiła, ale nie wiadomo było o co chodzi. Pierwszymi nauczycielkami były jakieś kobiety od kolejarzy. Wszyscy mówili, że są to żony kolejarzy, więc same nie umieją zbyt wiele. Ruscy spalili szkołę w Szobruku. Później przyszedł Kordalski i starał się, żeby szkoła została odbudowana. Zaczęli ją budować i wkrótce się do niej przenieśliśmy. Cały czas wszyscy tam rozmawiali po niemiecku. Tylko lekcje się odbywały po polsku. Nie raz Kordalski mawiał do ojca, żeby w domu rozmawiać po polsku. A on mówi: - Jak? Z kim? Jak nikt nie umie... Kiedyś dostałem ochrzan, czemu nie piszę? Mówię, że nie mam tytnty. Tynty, to jest atrament. Nauczycielka krzyczała: - W domu ojciec dowodu nie chce przyjąć! W domu tylko po niemiecku rozmawiacie! Jak przyszedłem do domu, to opowiedziałem o tym. Ojciec zerwał się, ubrał i poszedł do kierownika. Kierownik był jego rówieśnikiem. Nie wiem co tam się działo, ale z nim rozmawiał".

  • Celé nahrávky
  • 1

    Bartąg, 09.08.2012

    (audio)
    délka: 02:03:41
    nahrávka pořízena v rámci projektu German Minority in Czechoslovakia and Poland after 1945
Celé nahrávky jsou k dispozici pouze pro přihlášené uživatele.

Na przerwach rozmawiało się po niemiecku W klasie było może dwoje Polaków, którzy przyjechali z Wileńszczyzny Nauczycielka coś tam mówiła, ale nie wiadomo było o co chodzi

Urodził się 24 listopada 1939 w Szobruku. Jego rodzice prowadzili tam dwudziestohektarowe gospodarstwo. Miał siedmiu braci, jedyna siostra żyła tylko 9 dni. Po wkroczeniu Rosjan rodzina podjęła próbę ucieczki, która zakończyła się w sąsiedniej wsi napotkaniem sowieckich żołnierzy. Wornowscy wrócili do domu. W marcu 1945 ojciec pana Reinholda został wywieziony przez Rosjan na Ural, ale szybko udało mu się wrócić do domu. Tuż po zakończeniu wojny z gospodarstwa pozostały tylko dwie kury i spalona stodoła, ale rodzina postanowiła odbudować budynki, dokupić ziemi i maszyny. Ojciec był obiektem szykan ze strony nowych władz (przesłuchanie przed referendum 1947, kary za brak polskiego dowodu osobistego). Wieloletnie starania o wyjazd do Niemiec zakończyły się powodzeniem dopiero w 1978 r. Ojciec Pana Reinholda zdecydował się wówczas na wyjazd do Niemiec, co było równoznaczne z utratą majątku. Pan Reinhold pozostał w Polsce, pracował w budownictwie na Uniwersytecie Warmińsko - Mazurskim. Mieszka w Bartągu.