Následující text není historickou studií. Jedná se o převyprávění pamětníkových životních osudů na základě jeho vzpomínek zaznamenaných v rozhovoru. Vyprávění zpracovali externí spolupracovníci Paměti národa. V některých případech jsou při zpracování medailonu využity materiály zpřístupněné Archivem bezpečnostních složek (ABS), Státními okresními archivy (SOA), Národním archivem (NA), či jinými institucemi. Užíváme je pouze jako doplněk pamětníkova svědectví. Citované strany svazků jsou uloženy v sekci Dodatečné materiály.

Pokud máte k textu připomínky nebo jej chcete doplnit, kontaktujte prosím šéfredaktora Paměti národa. (michal.smid@ustrcr.cz)

Ewa Szpiech (* 1932)

Ja jestem ze Wschodu Wołyniaczka, pomimo że tu mieszkam od 1945 roku.

  • urodzona 27 maja 1932 roku, Skrychołowy- powiat Horochów , województwo wołyńskie, Kresy Wschodnie, Wołyń.

  • nazwisko rodowe: Salecka

  • imiona rodziców: Józef , Paulina - z domu rodowe nazwisko - Paszkowska

  • rodzina Saleckicch w 1943 roku wygnana z ziemi rodzinnych na Wołyniu przez ukraiński bandy.

  • dwa lata spędzają we wschodniej Polsce, Bieszczadach.

  • po wojnie w 1945 przyjeżdają na Ziemie Odzyskane (zachodnie tereny w Polsce)

  • w 1945 roku osiedlają się w Otmuchowie

  • w 1951 wyszła za mąż za Stefana Szpiecha, z którym miała trójkę dzieci:

  • ukończyła Zespól Szkół Zawodowych i Technicznych w Nysie z wykształceniem średnim jako technik cukiernik

  • wykonywany zawód: mistrz cukiernictwa w Otmuchowskich Zakładach Przemysłu Cukierniczego na stanowisku kierownika produkcji.

  • obecnie emerytka; mieszka w Otmuchowie.

Ewa Szpiech

urodzona 27. 05. 1932.



Data i miejsce nagrania: 19. 05. 2010., Otmuchów

nagrała: Ewa Żurakowska




WOŁYŃ


Ewa Szpiech urodziła się w Skrychołowach, 27 maja 1932 roku, na Kresach Wschodnich, na Wołyniu. Rodzice ze strony ojca - Saleccy wywodzą się ze szlachty, spowinowaceni z zamożnym magnackim rodem Potockich.


Mój dziadek Salecki, czyli ojciec mojego ojca to był tak zwanym szlachcicem zaściankowym (…), miał pięć wiosek. (…) W niedziele zawsze nas mama bardzo elegancko ubierała, zawsze żeśmy mieli piękne rzeczy, tak samo mama jak i tato. Mieli własna bryczkę z czerwonymi kołami. „Paniata” nas nazywali Ukraińcy, „Oj, paniata, ej paniata”. Rodzice mojego ojca byli bardzo bogaci. (…) Chodziłam do szkoły jako dziewczynka sześcioletnia, w Skrychołowach, odprowadzała mnie ta pani - ona była jako służąca, czy jako pomoc domowa, niosła tornister za mną. (…)


W wiosce Skrychołowy mieszkali Polacy i Ukraińcy. Dzieci chodziły do jednej szkoły, bawiły się wspólnie.

W 1939 roku pojawili się na Wołyniu pierwsi Rosjanie. Zaczęli zakładać kołchozy i zmuszali gospodarzy do oddania ziemi,pod groźbą wywiezienia na Sybir.


Biedniejsi to przystawali do tej wspólnoty, do tych kołchozów. (…) Ale ci gospodarze, to im się to nie podobało Moi rodzice też już byli wyznaczeni na Sybir. (Ojciec) nie chciał się zapisać, powiedział kategorycznie, że nie.


We wrześniu 1939 roku pojawili się na Wołyniu Niemcy.


To nawet u nas na podwórku stała kuchnia niemiecka. Zresztą Niemcy nie pytali nikogo;

wjechało wojsko, rozłożyło się. Ze stodoły brali jedzeni dla koni...


W 1942 roku powstają na Wołyniu bandy ukraińskie, które napadają na polskie rodzin, rabują gospodarstwa, prześladują Polaków.


To tacy młodzi mężczyźni...mówili wszyscy na nich „studenci”; tacy elegancko poubierani, wysocy, przychodzili za bronią do ojca. (…) Przyszli w nocy, też za bronią. to z domu ojca zabrali na podwórko. (…) To przewrócili mieszkanie do góry nogami. (…) Ja zaczęłam krzyczeć, to przyszedł, z pistoletem do mnie, „Cicho, bo zastrzelę jak psa!”. To tak ten pistolet widzę, tu...

Wszędzie wszystko przeszukali,wszystko pozabierali.

(...)Normalnie żywcem palili ludzi; okrążyli budynek, nikogo nie wypuścili z domu, podpalili i tam ludzie się palili i dusili się w tym dymie. Dlatego ludzie uciekali z domu, woleli na dworze nocować, jakby mieli tak się żywcem spalić.


Rodzina Saleckich była prześladowana i napadana przez ukraińskie bandy, Ewa Szpiech była szykanowa w szkole:


(...) już mi dzieci ukraińskie dokuczały: „Już byli tyle razy u ciebie, jeszcze raz przyjdą, to już będzie po tobie i będziesz taka mądra.”


Saleccy przygotowują się do ucieczki z rodzinne wioski na Wołyniu. Przed napadem, w którym mięli zabić całą rodzinę ostrzegł ich sąsiad.


(…) sąsiad – drugi dom od nas. Tak tato później mówił: „Gdyby nie on, to byśmy nie uciekali”, tylko on mówi (sąsiad): „Słuchaj Józek, od rana już was pilnują, u Chryćka czereśnie rwą, to bandyci tam są, wieczorem mają was pozabijać, ale mają z całej wioski spędzić ludzi, żeby się patrzyli, jak was będą mordować, niech ja nie muszę patrzeć na twoją śmierć”.



UCIECZKA Z ZIEMI RODZINNYCH NA WOŁYNIU


Latem 1943 roku rodzina Saleckich jest wygnana z Wołynia


Przychodzę na dwórko, patrzę, a mama siedzi w sieniach przy progu i robi masło. A tato jakieś tobołki ciągnie po ziemi do stodoły. A on się już pakował...Bo to brali jakąś odzież, brali poduszki, pierzyny. (...)”Będziemy uciekać” - tato mówi do mnie.


Odjechali wozem z zapakowanym dobytkiem pod ostrzałem Ukraińców. Zatrzymali się w wiosce rodzinnej Matki, rok spędzili w miejscowości Radziechów. Potem wynajętym wagonem towarowym odjechali z kilkoma polskimi rodzinami do Sanoka (Bieszczady, wschodnia Polska). Tam spędzili rok.

Po zakończeniu wojny w 1945 roku chcieli wrócić na rodzinne zimie n Wołyniu.


(…) jak już Rosjanie wygonili tych Niemców, już było powojnie, to już się pakujemy i wracamy do domu. Przyjeżdżamy do Jarosławia a tam nie puszczają dalej, bo już Rosjanie zrobili granicę; tam to należy do Rosji a tu ta Polska. „Będą ziemie odzyskane to jedźcie sobie na Zachód!”


Wrócili do wioski Izdebki w Bieszczadach, stamtąd odjechali na ziemie odzyskane, do Otmuchowa. Jechali z setkami innych polskich rodzin, przez Rzeszów, pociągiem.


(…) do Rzeszowa dostaliśmy się wąskotorówką, a w Rzeszowie ludzi na dworcu, Rany Boskie, nie przejdziesz, nie przepchasz się...Jak ludzie w ten czas się pchali, okropnie, gdzie kto mógł, tam wepchał. Stali przed wagonami, trzymali się drzwi. Na dachy wychodzili ludzie i na dachach siadali, żeby tylko jechać.



NA ZIEMIACH ODZYSKANYCH


W Otmuchowie mieli przydzielone przez urząd repatriacyjny gospodarstwo. Przydzielane gospodarstwa należały wcześniej do mieszkających jeszcze a ziemiach odzyskanych Niemców. Saleccy mieszkali po sąsiedzku z niemiecką rodziną.


Tam, gdzie myśmy mieszkali, w tym budynku, to było takich dwóch chłopców niemieckich, w takim wieku jak ja: dziesięć – dwanaście lat,

My za jakiś czas bardzo dobrze po niemiecku rozmawialiśmy i wspólnie żeśmy się bawili. Bo właściwie ani oni nie byli temu winni, że my przyjechaliśmy do niech, ani oni nie byli winni temu, że jest taka sytuacja.


Niemieckie rodziny zaczęły w 1945 roku opuszczać ziemie odzyskane.


I później wyszło takie zarządzenie, że kto chce wyjechać do Niemiec, może zabrać swój dobytek ze sobą. Ale ile tego dobytku, to nie wiem. W każdym bądź razie na przykład mebli nie zabierali, krów czy koni, trzody gospodarskiej – tego nie zabierali. (...) Ja pamiętam...Wiedziałam, że Niemcy wyjeżdżają. (…) ci Niemcy, co chcieli zostać, to zostali (…), to przyjęli obywatelstwo polskie i zastali. Bo taka była procedura; zostawali, przyjmowali obywatelstwo polskie, chodzili do szkół polskich, mieli pracę w Polsce. Także nie było jakiejś dyskryminacji.


W Otmuchowie powstała szkoła dla dzieci, które z powodu wojny przerwały edukację. Ewa Szpiech uczęszczała do tej szkoły, razem z niemieckimi dziećmi. Ukończyła tam siódmą klasę.


Młodzież taka bardzo szybko przyjmowała język polski. No pewnie, z pewnymi takimi niedociągnięciami. Bo ja jako Wołynianka, to też miałam kłopoty z językiem polskim, bo zawsze nawet w klasie jak co mówiłam, to zaciągałam takim językiem wschodnim. A to „Ł” to wszyscy się śmiali...Bo to: „Jak ty to mówisz?”

Później jak już skończyłam siódma klasę, miałam bardzo dobra nauczycielkę; pani Baryłowa z nazwiska, była polonistką. To bardzo przestrzegała mowy polskiej. Ale zawsze miałam piątkę z polskiego! Pomimo takich moich tych niedociągnięć, no bo to z akcentem wschodnim, to wiadomo: „ee, oj, oj”; Lwowiacy to na „oj”, a my to na takie „ej, el, il..”.


Rodzina Ewy Szpiech pozostała na ziemiach odzyskanych w Otmuchowie do śmierci, jednak żyli z myślą, że powrócą na ziemie rodzinne na Wołyniu:


Moi rodzice nie mieli takiego poczucia, że to już będzie tu na stałe. Zawsze ojciec mówił:

Przyjdzie taki dzień, że my pojedziemy do domu”. A to już była Ukraina, to już granica była...


Ewa Szpiech ukończyła Zespól Szkół Zawodowych i Technicznych w Nysie, otrzymała małą maturę i uzyskała tam wykształcenie średnie. Pracowała w Otmuchowskich Zakładach Cukierniczych jako technik cukiernik, otrzymała następnie tytuł mistrza produkcji.


W 1951 wyszła za mąż za Stefana Szpiecha, z którym miała troje dzieci: Alicję, Barbarę i Jurka.

Stefan Szpiech był z zawodu był nauczycielem. Z powodu niskich zarobków oraz utrudnień ze strony miejscowej władzy – nie chciał się bowiem zapisać do partii socjalistycznej - przekwalifikował się na pracownika BHP.


Najpierw pracował w kancelarii dyrektora a później zrobił jakiś kurs, bo to tak można było. Tym bardziej, że dziadek był, nie wiem, czy to powiedzieć...Za młodych lat, za Niemców był w AK, w Armii Krajowej.


Ewa Szpiech owdowiała i wychowała trójkę dzieci. Obecnie dwoje z nich – Barbara i Jurek z rodzinami, wciąż mieszkają w Otmuchowie. Córka Alicja mieszka i pracuje w Kłodzku

Ewa Szpiech obecnie jest emerytką i wciąż mieszka w Otmuchowie. Zajmuję się pracami domowymi oraz uprawą ogródka. Jest członkiem klub seniorów w Otmuchowie. Do dziś mówi sobie, że jest z Wołynia...


Ja jestem ze Wschodu Wołyniaczka, pomimo że tu mieszkam od 1945 roku.



© Všechna práva vycházejí z práv projektu: 1945 - konec války. Návraty domů, odchody z domova.

  • Příbeh pamětníka v rámci projektu 1945 - konec války. Návraty domů, odchody z domova. (Ewa Zurakowska)